Księcia Eustachego Sanguszki pamiętniki 1786-1815 ze wstępem Józefa Szujskiego

  • 47.00 zł

Księcia Eustachego Sanguszki pamiętniki 1786-1815 ze wstępem Józefa Szujskiego

220 stron formatu A5 (15 x 21,5 cm). Broszura klejona, oprawa miękka. Klinika Języka, wyd. I, Warszawa 2024

ISBN: 978-83-67044-34-9    

Księcia Eustachego Sanguszki pamiętniki 1786-1815 ze wstępem Józefa Szujskiego

220 stron formatu A5 (15 x 21,5 cm). Broszura klejona, oprawa miękka. Klinika Języka, wyd. I, Warszawa 2024

ISBN: 978-83-67044-34-9    

 

...w dzbanie jeziora drzemie chłód niebieski

i usta mówią to, co widzą oczy.

Światło szeleści, zmawiają się liście

na baśń, co lasem jak niedźwiedź się toczy...

(Tadeusz Nowak)

 

Historia nie musi być nudna. Historia może być (i jest) pasjonująca, jeśli tylko podać ją w odpowiedniej formie.

 

* * *

 

Sanguszkowie – ród książęcy litewski, potem ruski, na koniec polski. Potomkowie Giedymina i Olgierda. Trwa do dziś. Wielcy panowie i magnaci. Ośrodkiem ich dóbr była Sławuta na Wołyniu.

 

 

Fragment tekstu

 

W następujący zaś sposób znalazłem się przy wkroczeniu do Krakowa. Bawiąc w Wiedniu na wiosnę 1809 roku, widziałem przygotowania czynione tak do wojny z Francuzami, jak i zamachy na księstwo Warszawskie. Życzyłem tedy, aby jak najrychlej żona moja i dzieci stamtąd wyjechały. Dlatego wystarawszy się na Wołyniu, zaraz posłałem wam zapas pieniężny. Ale Napoleon okazał się zwinniejszy niż dyliżans brodzki, pierwszy od Renu stanął i przeciął drogę do Wiednia. Tymczasem wojsko polskie, oswobodziwszy Warszawę, zagarnęło Lwów, Czerwoną Ruś, Pokucie – komendy spod Lwowa sięgały aż pod Jarosław. Niespokojny, czyli moja przesyłka was doszła i czyście ruszyli z Wiednia, wyprawiam w celu dowiedzenia się czegoś Kiejzę, mego sekretarza. Wraca on na Wołyń z Przeworska, z doniesieniem, że jesteście w Łańcucie, bo głębiej przedrzeć się nie mógł, i wraca z wiadomością, że wszyscy troje chorujecie na szkarlatynę. Po paszporty trzeba było udawać się aż Petersburga. Więc bez paszportu, nie tracąc czasu, jadę. W Janowie spotykam dawnego kamrata, generała Kamińskiego i pułkownika Błeszyńskiego odjeżdżającego do kwatery głównej. Ze zwykłą poufałością piszę do księcia i dążę wprost do Łańcuta, bo przejazd już był oswobodzony. Dzięki Bogu zastaję was zdrowymi. Roman wprawdzie chorował, ale wyzdrowiał. Ta przyjemna nader pewność i chlubne przysługi armii księstwa warszawskiego wzbudziły we mnie nieposkromioną żądzę widzieć choć raz przynajmniej ziomków pod szczęśliwą gwiazdą i w jej blasku powitać księcia. Przez Puławy gonię za obozem i dopędzam go w Jędrzejowie, tam, gdzie książę w 1794 roku przybył do powstania Kościuszki. Przyjmując mnie z serca, wdzięcznie wspomina, iż w tymże opactwie doznał mojej przyjaźni dowodów. Lecz przez trzy dni marszu widzę go coraz ozięblejszym dla siebie. Czekam już z niecierpliwością przybycia do Krakowa, abym się uwolnił z tej przykrej postawy. W marszu nie zdarzyło mi się widzieć nic szczególnego, wiele dobrych chęci żołnierzy czyniło go przyjemniejszym. Tom tylko zauważał, że nie prośbą, jak my dawniej, lecz groźbą wyciągano do zbytku ofiary od obywateli. W Krakowie, prócz zatargów o opanowanie miasta, opisanych już przez historyków, szczególny i zabawny zdarzył mi się wypadek.

 

Po długich i niezręcznych korowodach generała rosyjskiego Sywersa, ażeby wojska Polskiego nie wpuszczać do miasta, książę, wiele zimnej krwi okazawszy, na koniec przebrał się ku zamkowi. Wtem dają mu znać, że kilkuset złoczyńców wybija się z więzienia. – Byłem przy nim, poleca mnie ich zamysł poskromić. Zastaję wejście otwarte i kilku łotrów już zmykających. Zsiadam z konia, by wpakować do więzienia bliskich ucieczki, lecz ciężka krata na zamek zapiera się po moim przejściu. Rozjątrzeni więźniowie łają mnie bez miłosierdzia, inni grożą ubiciem, krzycząc, że pozbawiłem ich wolności. Widząc to, dobywam pałasza, a z tyłu bronię przystępu drągiem żelaznym służącym do wzmocnienia kraty. Że ciasny był korytarz, z gołymi rękami uzbrojonego dostać nie mogą, lecz gdym się pomknął naprzód, by nie być do kąta przypartym, bocznymi otworami gromadnie mnie otaczają. Nie dopuszczając ich do siebie, wyzyskuję moment, w którym się naradzali, pytając, „co ma znaczyć ta napaść, gdyż przychodzę z zamiarem ich uwolnienia, a furtę przypadkiem tylko za sobą zawarłem”. Moje słowa poskutkowały, sprawa spokojniejszy wzięła obrót, bo więźniarki, a były licznie, uspokoiły zawziętych mężczyzn. I w złoczyńcach głos obywatelstwa się odezwał; wrzeszczą, „by wartę austriacką będącą w obwodzie murów więzienia ubić lub zabrać”. Przystaję ochoczo na ten pomysł dający mi czas oswobodzenia siebie. Idziemy do ataku, wybijamy drzwi. Warta złożona z siedmiu inwalidów i kaprala zaraz się poddaje; gdyby nie moje starania, w kawałki byliby zalęknionych rozszarpali. Wtem nadjechał książę, a mój troskliwy mój przyjaciel Michał Brzostowski odbił kratę, oswobodził mnie z przeprawy, która, skorom wyszedł cały, istotnie stała się śmieszna.

 

Zniecierpliwiony coraz bardziej oziębłością księcia, nie chcąc dać pozoru, że jestem kandydatem do jego łask, idę go żegnać i prosić o paszport. Prośba moja zostaje odrzuconą. Zadziwiony pytam, „dlaczego ta niełaska?”. Mówi, że mógłby się wyżej narazić, skoro jestem poddanym rosyjskim. Niemało bolesnych chwil przebyłem w życiu, wszelako nie obejmuję pamięcią, aby mnie coś dotkliwiej ubodło. Staje mi przed oczyma dwudziestoletnia przyjaźń nigdy nie przerwana tudzież niewinne zamiary mego teraźniejszego u księcia pobytu. Byliśmy we cztery oczy. Wychodząc, rzekłem: „nigdy nie spodziewałem się, byś książę został tak górnym dyplomatą”. Obszernie o tym wypadku piszę z tego względu, że wam, dzieci moje, przyrzekłem czynić udział doświadczenia. Biorąc z rozwagą całą okoliczność (oprócz odnowienia paszportu, która nie była do obwinięcia w żadną bawełnę), ja w niej winniejszy byłem. Do księcia, który stanął na pierwszym stopniu urzędowania, poufale pisać nie należało, jak pisałem przez Błeszyńskiego. Gdy tylko postawa przyjaciela się odmienia i górę bierze, radzę tak jak w majątku: inwentarz stosunkowy zważyć – czekać pierwszego kroku i stosownie do niego dalej postępować. Człowiek oddany usługom krajowym na szczególne związki mniej uważać powinien. Poufale pisać do księcia mogłem z mego domu, ale raz przybywając do obrębu jego powagi, nie należało użyć tej wolności. Skutek był taki, iż po dawnemu nigdy z sobą nie byliśmy. Ta zadra w niepamięć poszła w 1812 roku. Wszelako ubliżała gładkości naszych poprzednich związków. W parę miesięcy wrócił książę z Krakowa do Warszawy i mimo wystawnego powitania, uczynił mi zaszczyt i wysiadł na mały obiad familijny. Darował mi swój portret ofiarowany przez miasto Kraków, za który podziękowawszy, nie przyjąłem go. Zaś w 1812 roku szablę, co zawsze nosił, dał dla ciebie, mój Romanie. Nieszczęściem, którego odżałować nie mogę, jadąc po służbie do Radomia, nie wziąłem jej z sobą i przepadła u jego boku w Lipsku.

 

* * *

 

Wydawca nie tylko nie jest piewcą humanizmu i reformacji, nie wierzy w postęp i rewolucję;  jego sympatie są zdecydowanie po stronie papiestwa i kontrrewolucji. W dodatku pozytywnie wyraża się o ziemiaństwie, jako o warstwie społecznej, a za motory historii uważa ludzką żądzę władzy i złota. Niespotykane to od lat spojrzenie na historię i dlatego warte poznania.


Ask a question about the product. Our team will be happy to provide a detailed answer to your inquiry.


J. U. Niemcewicza pamiętniki z 1830-1831 roku

J. U. Niemcew...

Jeden egzemplarz
47.00 zł
Pamiętniki czasów moich

Pamiętniki cz...

Kilka egzemplarzy
86.00 zł
Pamiętniki Sybiraka

Pamiętniki Sy...

Kilka egzemplarzy
56.00 zł
Złe czasy. Pamiętnik 1924-1943

Złe czasy. Pa...

Kilka egzemplarzy
68.00 zł
Hipolit Korwin Milewski.  Wspomnienia. Tom I-II

Hipolit Korwi...

Kilka egzemplarzy
84.00 zł